Czasem miejsce robi połowę roboty. Ale tylko połowę – bo druga to emocje, relacja i to coś, czego nie da się udawać. I właśnie dlatego ta sesja była czymś więcej niż tylko ładnym tłem do zdjęć.
Zabraliśmy miłość w podróż – przez Arizonę, Utah, Kalifornię, parkowe bezdroża i dzikie krajobrazy wraz ze słońcem, które świeci jak na planie filmowym.
Dla mnie to nie tylko zdjęcia. To trochę jak pamiętnik światła, emocji i zaufania, że można iść na sesję bez oczekiwań… i wrócić z czymś, co zostaje na zawsze.
Trochę przez pustynię, trochę przez śmiech, trochę przez piach w butach. Arizona, Utah i cała reszta wyglądały obłędnie, ale to nie widoki zrobiły te zdjęcia.
To Oni zrobili robotę – swoją obecnością, spojrzeniem, gestami, które nie były „na pokaz”. Po prostu byli sobą. A ja tylko to złapałam.
Lubię, gdy zdjęcia nie są sztuczne. Gdy nie trzeba mówić: „teraz popatrz na nią z uczuciem”, bo to po prostu się dzieje. I tak właśnie było.
04/05/2025